poniedziałek, 30 listopada 2015

Inwestuj w alkohol to Ci się zwróci



Zostawiłam psa i koty, i nawet nie zdążyłam się z nikim pożegnać czy spakować walizki wspomnień. Ale to dobrze bo tak łatwiej odejść a skoro już zebrałam się w sobie i ubrałam w odwagę to wiedziałam, że lepszy moment może nigdy nie nastąpić. Z boku słyszałam „Gwiazdy na niebie nie mogły się mylić” albo „los tak chce”. Gówno prawda. Może i chmury przysłaniają trochę obraz rzeczywistości ale gdyby tylko stanął przede mną sympatyczny pies z tymi swoimi wesołymi ślipkami i znakiem w pysku „Halt!” to nie wzięłabym ostatniego haust tego życia i sobie nie poszła. A tak? Ulica jest pusta no to nie będę marznąć tylko sobie pójdę i znajdę ciepły dom.
Z każdym kolejnym krokiem grunt stawał się coraz mniej stabilny. Myliłam drogi i słuchałam jak obcokrajowcy wiedzą bardziej niż ja co jest polskie. Po minięciu tabliczki z napisem „Uć” zaczęły mnie męczyć światła reflektorów, zaczęło też śmierdzieć szczurami, korpo-szczurami. Rozum mówił mi „robisz dobrze, właśnie tego potrzebujesz!” a serce podpowiadało „chcesz się sama zmamić, w tej chwili zawracaj i marsz do domu!”. Mimo różnych głosów szłam dalej. Zamieniłam miasto Uć na miasto Stolnicę czyli wielkie pole do PoPiSu.
- Dlaczego Stolnica? - pytali wszyscy.
- No bo praca, no bo pies, no bo dzieci.. – odpowiadałam smutna
- Ale praca, psy i dzieci są wszędzie więc dlaczego akurat tam? – drążyli dalej
- Bo ma 1 linię metra więcej niż Uć, kurwa – wkurzona urywałam temat.
Ponoć dom jest tam gdzie Wi-Fi łączy się samo. Niby miałam spełniony ten warunek ale mimo tego to nie był mój dom. Jeżeli płacisz za coś to jest to Twoje tak długo jak długo starczy Ci zielonych królów w kieszeni, by za to dalej płacić. A ja chciałam mieć dom, który będzie istniał bez względu na mój portfel, pogodę, głód na świecie czy kolejną wojnę. Meble i piękne ściany miały być tylko dodatkiem a nie fundamentem. Mój dom miał mieć korzenie w moim sercu.. Głębokie co? Tja i utopijne niestety.. Uć żyła we mnie 5 lat, dlatego Stolnica mimo że daje większe szanse na wyrób masy to nie dawała nadziei, że choć trochę będzie tak jak wcześniej.
Dlaczego? Bo Uć jest niedoskonała, stara i brzydka ale mimo to ma artystyczną duszę. Nikt jej nie kocha a mimo to dalej jakoś funkcjonuje. Drzemie w niej spory potencjał, który wystarczy tylko obudzić, by kreatywność wylała się na świat. Szuka księcia, który w końcu prawdziwym pocałunkiem wybudzi ją z tego snu, który tak jak ona potrzebuje tej radości z życia, by się rozwijać. Ona ewidentnie chce emanować swoją dobrocią i naturalnością, by stworzyć świat do którego inni będą chętnie wracać. Gdzie ten książę? Chyba zjadły go krokodyle z tej cholernej szosy przy zamku i koniec bajki nastąpi nim ona się w ogóle zacznie.
To w Uci toczyłam najciekawszą zabawę w dorosłość. To tam bawiłam się w palenie ogniska domowego. To tam uczyłam się jak być szczęśliwa nie mając tak naprawdę nic prócz siebie i radości z niczego. Cieszyć się z niczego to jak wierzyć w marzenia i żyć nimi. Choć w sumie ja nigdy nie miałam marzeń tylko co najwyżej plany z datą realizacji. Na świecie nie brakuje cudów, nam co najwyżej brakuje zachwytu. Mi go na szczęście nigdy nie brakowało. Dzięki temu zawsze będę kochać Uć jak dziecko złe. Zawsze będę miała łzy w oczach mijając jej granice. To trochę tak jak z miłością matki. Kochasz swoje dziecko ale wiesz, że przychodzi taki dzień, w którym musisz odciąć pępowinę i nie dać po sobie poznać jak Ci z tym ciężko. Najlepiej jest wtedy zainwestować w drugie dziecko i skupić na nim całą swoją uwagę, by to pierwsze mogło samo w spokoju dorastać.
Nie w głowie mi jednak było drugie dziecko. Może i moje zachowanie wskazywało na to, że go chciałam ale wewnętrznie potrzebowałam odpocząć po pierwszej ciąży. Przeważyło to, że bałam się, że po raz kolejny tak się zżyję, że znowu gdy przyjdzie mi wyjechać to nie dam rady. Stolnica miała być ostatnim miastem na mojej mapie życia. Nie od dziś wiadomo, że chce stabilizacji a nie szalonej zabawy w Państwa-Miasta. Pozbawiona siły i niezależności (czyt. kotów) doszłam do wniosku, że czas zmienić życiową taktykę. Zamiast inwestować w dzieci, trzeba zacząć inwestować w alkohol. Tylko tak mogę być pewna, że mi się to zwróci.

wtorek, 17 listopada 2015

Jak się planuje życie po alkoholu? Pięściami.



                Codziennie dostaję lekcje życia. Nie proszę o nie. Do niektórych jestem przygotowana niczym największa kujonka. No bo czego innego można się spodziewać po 10 latach w tej samej klasie? Przerabiam po raz kolejny ten sam materiał i o dziwo nie nudzę się, na dodatek dostaję 5tkę od Wyższej Instancji, budzę podziw wśród koleżanek i kolegów z innych klas, grzecznie siadam i zastanawiam się co dalej. Zaczynam rozmyślać jak to będzie zdać znowu w tym roku z nagrodą i cóż to za nagroda będzie jak zbiorę wszystkie 5tki. W przerwie na lekcje planuje zasłużoną sielankę, którą przerywa dzwonek na kolejną lekcje. Cholera, znowu zmienili program nauczania.. Natrafiam więc na coś totalnie nowego. Serce bije mocniej, miesza się strach z podekscytowaniem ale mimo to siadam w pierwszej ławce, by pokazać, że dam radę. Mam koty (czyt. jestem silną i niezależną kobietą). Przyklejam do twarzy uśmiech nr 14 gdy próg klasy przekracza Pan Niedasie i ze swą kozacką twarzą zwraca się w moim kierunku:
- Panna mi przypomina moją żonę.
- Ja? Co u niej? – pytam zmieszana bo on miał nas uczyć biożycia a nie przymilać się do studentek
- Jeszcze się nie ożeniłem. – kwituje z uśmiechem a ja milczę bo nie wiem czy chce grać w tę grę
- Coś tu się Panna nie wyspała więc zapraszam do tablicy, by rozbujać umysł.
Na dzień dobry zarzuca mnie zadaniem, takim nie do rozwiązania w 45 minut tylko co najmniej w kilkanaście albo przynajmniej kilka lat. Patrzę na czarną tablicę i widzę jak sucha kreda wije się pod naciskiem dłoni Pana Niedasie. W pierwszej linijce pojawia się „Jak zaplanujesz swoje życie?” a w drugiej zaczyna dodawać długą listę warunków zaczynając od: „masz być szczęśliwa”, „masz być zdrowa”, „masz się nie przemęczać ale też nie zapominać o rodzinie i przyjaciołach”, „masz żyć pełną piersią ale się wysypiać” i „masz okiełznać jedną bestię i spłodzić drugą”. Pan Niedasie wie, że tego nie da się.. a mimo to ten mściwy cham męczy mnie i to na oczach wszystkich. Co za tupet! Biorę do ręki kredę i czuję jak moje ręce zaczynają się pocić ze strachu. Pan Niedasie karmi się tym widokiem, ewidentnie rośnie w siłę gdy ja nie wiem jak ugryźć to zadanie.. W klasie odzywa się nagle szept i mój drogi przyjaciel o imieniu Chromuald zabiera niepytany głos:
- Proponuję skrócić to wszystko do najprostszej formy czyli „masz wieść nadzwyczajne życie” równa się „robić nadzwyczajne rzeczy” dodając „pomoc nadzwyczajnej liczbie osób”.
            Niby trochę podpowiedział ale wciąż nie wiem jaką zmienną podstawić pod „nadzwyczajne”. Odwracam się do klasy szukając ratunku w innych. Ale dookoła mnie jest niewiele takich pozytywnych osób jak Chromuald. Niewiele osób zastanawia się bowiem po co w ogóle znalazło się na tych zajęciach. Po prostu na nich są, odbębniają je, biorą na siebie kolejne zadanie i rozwiązują na tróję. Byle tylko zaliczyć. Jak zwykle jedno cierpi a klasa milczy.
W rogu na końcu siedzi przygłucha Marysia. Posadzili ją na końcu, by nie zasłaniała innym. Poza tym ona nie lubi się wyróżniać. Bardzo często ma dobre pomysły, ale przez to że nie słyszy to boi się zabierać głos z obawy, że może jednak tylko wydaje jej się, że wie o czym mówi profesor. Wpatruje się w jej niebieskie oczy błagając o pomocną dłoń a ona rozumie mój apel bez słów, wstaje i przemawia.
- „Nadzwyczajnie” to pochodna z funkcji cierpliwie, zwracana przez pierwiastek z radości pomnożony przez spokój do kwadratu.
- Zwracać to Ty możesz po święcie Matki Boskiej Stepującej (czyt. sobocie) a funkcja co najwyżej przyjmuje wartości. – skomentował Pan Niedasię a Marysia zawstydzona usiadła z powrotem na swoje miejsce
- Taa, wartości. Miłość, wierność i że Cię nie opuszczę aż do śmierci? Samiec kłamiec. – szepnęłam pod nosem ale on najwidoczniej usłyszał
- Nie będziemy tak dyskutować, Panno Izabello widzę na jutro odpowiedź na to zadanie. Bez tego nie przepuszczę Pani do kolejnej klasy. Zrozumiano?
- Tak – przytaknęłam choć nie miałam pojęcia jak tego dokonać. Mam zapytać starszych roczników?
                Zadzwonił dzwonek a więc rozpoczął się początek wolności. Nie zamierzałam kiblować po raz kolejny w tej samej klasie. Wyszłam zmartwiona na spacerniak przed budynkiem. Słońce schowało się za chmurami. Nie było szans, by zobaczyć promienie nadziei. Usiadłam na ławce, wyciągnęłam małpkę z kieszeni i spojrzałam raz jeszcze w niebo. Wciąż nic. Drugi i trzeci łyk był równie bezużyteczny. Przy czwartym doszłam do wniosku, że szkolny mur przeszkadza mi w znajdywaniu odpowiedzi. Podeszłam do niego i zaczęłam walić w niego pełnymi pięściami, pełnymi żalu, bólu i upokorzenia. Tyle lat nauki.. Skóra na moich dłoniach zaczęła pękać. Poleciała krew i zabrudziła moją białą sukienkę. Nie było nikogo by całować powstałe rany. Nikt też nie słyszał jak walę w mur, by przyjść i mnie powstrzymać. Nawet mój pies. A z resztą po co powstrzymywać? Zaczęłam czuć ból i pieczenie a ponoć gdy swędzi to się goi. Wzięłam kolejny łyk życia, by mieć odwagę nie spakować walizki i zacząć od zera. Tutaj może i mi się nie udało zdać do kolejnej klasy ale czy to aż taka wielka hańba? Mirabella mi to jakoś wybaczy, ona mnie rozumie. Wie, że po drugiej stronie jest inna szkoła i inne zajęcia na które pójdę. Nie poddam się, wciąż jest szansa, że może tam będę dla któregoś profesora od tak, po prostu nadzwyczajna. Albo wróć. Pieprzyć profesorów, będę taka dla siebie.

niedziela, 15 listopada 2015

Bóg stworzył mężczyznę a alkohol to wynagrodzenie za jego błąd



Tak już jest, że kobiety kochają mężczyzn a mężczyźni kochają siebie. Oczywiście kobiety preferujące obecność wyłącznie kobiet w łóżku zakwestionują miłość do trzynożnej, nieogolonej bestii a te oto bestie wzniosą veto, że niby nie są wygodnymi narcyzami. Ale czy jest sens się z tym sprzeczać? Przyjmijmy, że mam rację, że każda kobieta choć raz kochała dręczyć bestię czy to w łóżku, czy poza nim uprawiając swoją politykę pod hasłami ratowania związku albo też rzucając niewinnymi tekstami w domu „Tuptusiu zrób to, Sruptusiu zrób tamto”. I kochający siebie a co za tym idzie swój święty spokój Tuptuś-Sruptuś wkurzał się bo właśnie leciał hiper ważny mecz albo po prostu walczył o życie chorując na katar i nie miał ochoty wykonywać próśb, gróźb i zaleceń kreatywnej księżniczki, która zawsze miała pomysł na to co on mógłby robić w czasie, w którym on chciałby robić nic. I co robił wtedy nasz biedny i poszkodowany Tuptuś-Sruptuś? Dla zachowania resztek wolnego czasu kończył polityczną dyskusję ze swą niefanką lub po prostu wykonywał rozkaz swojej ukochanej księżniczki. Robił to byle tylko zamknąć te wszystkie fluidowe mordki na kłódkę i rozkoszować się tym, czego nikt nie widział a każdy by chciał mieć, czyli świętym spokojem. Całej bajecznej księżniczki nie mógł przecież zamknąć w wieży w sumie z dwóch powodów. Po pierwsze bo łańcucha, by nie starczyło z kuchni do wieży i musiałby jechać do Castoramy po dłuższy, co generowałoby dodatkową stratę czasu a po drugie nie po to o nią latami walczył i wyciągał z któregoś tam piętra, by teraz ją tam na nowo zamykać. Mógł pomyśleć wcześniej po co ktoś zamykał księżniczki w wieży i czy to na pewno chodziło tylko o zachowanie ich bezpieczeństwa i dziewictwa. Poza tym księżniczka może mu się jeszcze przydać a on jako wygodna homo bestia musi trzymać potrzebne rzeczy blisko siebie. Tak więc kobiety kochają mężczyzn dręczyć a mężczyźni kochają siebie pozostawiać w świętym spokoju.
Spośród wszystkich znanych światu homo bestii ja akurat mam psa. Mój pies nie mówi, on tylko myśli i czasem coś na szybko wyszczeka. Jeżeli chciałabym porozmawiać o życiu czy miłości to mogę śmiało do niego mówić a jemu to jednym uchem wpadnie a drugim wypadnie. Irytujące jest, że nie skomentuje tego, nie zatrzyma się nad tym na dłużej i niestety nie doda czegoś od siebie. Czy to dlatego, że on nie czuje tego co ja czy dlatego, że nie rozumie co mówię? Czasem chciałabym umieć szczekać, może wtedy byłaby szansa na powodzenie. A tak póki tego nie umiem to bardzo ubolewam bo wiem, że rozmawiając człowiek się rozwija, poznaje nowe spojrzenie, a przez to, że zdobywa je od drugiego człowieka to zyskuje dodatkowo relację budowaną na fundamencie silnej więzi emocjonalnej składającej się z poparcia i zrozumienia.
Ach, gdybyśmy do tego zechcieli zaakceptować świat takim, jaki jest i tylko szukać metod, by ułatwić sobie w nim życie zachowując dotychczasowy porządek to żyłoby się łatwiej. Byłoby od razu logiczne że skoro heterobiety dążą do tego, by być w 100% szczęśliwe to łatwo to osiągnąć łącząc mężczyznę i wódkę. Bóg stworzył nieidealną homo bestię a wódka to wynagrodzenie za jego błąd. To te brakujące 40% naszego szczęścia. To ten brakujący puzzel układanki i odpowiedź dla biologów dlaczego ciało dorosłego człowieka składa się w około 60% z wody. Oczywiście czasem zdarza się, że w organizmie jest więcej wody i nie musimy sięgać po tak mocne trunki jak wódka ale to rzadkość, dlatego zdarzają się i przypadki w których spirytus staje się niezbędny. Nie odkryłam Ameryki, wiedział już o tym sam Michaił Bułhakow w latach 60tych, który w powieści „Mistrz i Małgorzata” napisał jakże subtelny dialog pomiędzy Małgorzatą i Behemotem:
– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.
Nie życzę największemu wrogowi aby jego szczęście było możliwe do osiągnięcia tylko dzięki spirytusowi. Dieta wódkowa dodaje na chwilę piękna i lekkości do otaczającego nas świata a dieta sprirytusowa pokazuje jak w 1 dzień można stracić 3 dni. Niewiele zostaje więc czasu, by żyć. Moralizowanie godne MiraBelli. No cóż, widać niedaleko pada jabłko od jabłoni.

sobota, 14 listopada 2015

C2H5OH jako wzór na szczęście?



            Gdy człowiek budzi się na kacu to nie pamięta wielu rzeczy z poprzedniego wieczora. Ba, dociera do niego że wygadywał farmazony, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością albo których zrobić w ogóle nie zamierza. Nie jest łatwo wytrzeźwieć i spojrzeć na ukochane butelki z myślą o rychłej ich sprzedaży. Szczególnie gdy jest się IzaBellą - kobietą o artystycznej duszy, która łatwo się przywiązuje i jeszcze łatwiej chomikuje takie rzeczy „na wypadek W”, który zachodzi raz na 99% przypadków. Zawsze też istnieje opcja, że po obejrzeniu filmików na YT niczym rasowa wróżka wydłubie z fusów napis „może się przydać” i wymyśli dla nich nowe zastosowanie. Nie umiem pożegnać się ze wspomnieniami, nie chcę. Tak więc butelki MUSZĄ zostać. Zrobię z nich urocze wazony albo świeczniki w industrialnym klimacie. Brawo ja! Chomikarstwo powinno być oficjalnie uznane za chorobę bo jest tak samo uzależniające jak wódka i na dodatek powoduje kłótnie w domu. Szczególnie gdy jedna strona to pocieszny minimalista a druga to zaawansowana chomikarka.
Cerber spojrzał na mnie tymi swoimi ślpkami jakby chciał powiedzieć z uśmiechem, że nie lubi chomików i oblizać się na myśl, że rozszarpałby je trymigiem gdyby nie to, że je de facto bardzo lubi - a może nawet kocha tylko nie wie co to miłość. On sam nie jest wymagającym psem choć o tym nie wie. Do życia wystarcza mu jedna miska, jedno wdzianko na zimę i drugie na lato. Ten brak świadomości albo nierozgarnięcie wynika zapewne z jego trzech głów, które przekrzykują się jedna przez drugą. Pierwsza głowa jest beztroska i wesoła, i nie przejmuje się niczym. To ona zawsze wysuwa się na prowadzenie przy poznawaniu ludzi, dlatego ludzie tak chętnie Cerbera głaszczą i lubią. To nic, że nie jest rasowy. Mimo wszystko ma coś w sobie, co sprawia, że zawiązuje się w towarzystwie wianuszek uwielbienia wokół niego a on zaraża uśmiechem. Druga głowa jest bardziej pracowita i pomocna. Jest na każde moje zawołanie. Kiedy tylko przejmuje inicjatywę to Cerber staje niczym wryty na granicy rozumu i uczuć, oczywiście wygrywa rozum. Liczy się wąchanie i niuchanie wszystkiego dookoła, bez uśmiechu ale z zaangażowaniem, no może czasem zamerda ogonem – ale też bez przesady. On nie jest wylewnym psem, on jest dobrym psem. Trzecia głowa jest największa. Nie rywalizuje z pozostałymi, by być pierwszą bo i tak wie, że jest najważniejsza. Rozpiera ją duma. Jest tak pewna siebie, że aż chwilami wkurza swoim jestestwem i brakiem ludzkich odruchów. Moi znajomi i rodzina są tak zapatrzeni w pierwsze dwie głowy, że zapominają o istnieniu trzeciej. Cerber się na to ewidentnie wkurza bo utożsamia się najbardziej właśnie z tą ostatnią, której nikt tak naprawdę nie zna. Dlatego czasem czuje się wyalienowany i nie pozwala nawet mi się pogłaskać. Chce być sam a ja nie znoszę tego. Jakie to przygnębiające czuć się dla niego zbędną. Przecież to mój najlepszy kompan zabaw wszelakich. Taki jeden i taki na zawsze. Całe szczęście, że reaguje jeszcze na uderzenie łyżką w miskę, która niczym magiczny dong wyciąga go z tego fatalnego stanu i zaprzęga pierwszą głowę do roboty.
Z reguły psy odrzuca zapach wódki i zaczynają śmiesznie oblizywać swój nos i parskać. Ten jest inny. Lubi gdy mu coś procentowego skapnie do miski i głośno skomli gdy mu tego żałuję. MiraBella uczyła mnie, że psy alkoholu pić nie mogą i złościła się gdy widziała, że pies uprawia zabawę w małego chemika (czyt. zamienia procenty na promile). Mnie to czasem śmieszyło, szczególnie gdy upijała się pierwsza albo druga głowa. Wtedy było wesoło. Oczywiście bywało też mniej zabawnie, najwięcej problemów było zawsze z trzecią głową, która nie ma zahamowań, która potrafi zranić słowem, dla której C2H5OH to wzór na szczęście a nie kolejny wzór chemiczny. Nie znoszę jej. Gdy tylko przejmuje kontrolę nad pozostałymi dwoma bywa nie do zniesienia. Robi co chce i żadna moja prośba czy groźba nie działa, żadna komenda „marsz do kojca!” nie przynosi skutku. Cerber jest dużym psem. W sumie to nigdy nie widziałam go takiego zupełnie małego. Cieszyłam się bardzo gdy pojawił się w moim życiu ale zaczęło mnie przerastać, że mnie nie słucha, że tracę nad nim kontrolę. Nigdy mnie nie ugryzł ale i tak wzrastał we mnie strach.
Tłumaczyłam sobie, że jest tak samo młody i głupi jak ja, że mu to z wiekiem przejdzie i stanie się potulnym psem. Z żalem w sercu patrzyłam na właścicielki innych psów, które były usłuchane, które chciały współpracować i uczyć się nowych rzeczy. Mój pies był uparty jak osioł. Nie pomagało czytanie poradników o tresowaniu zwierzyny. Robiłam się dobrą Panią tylko w teorii. Można powiedzieć, że to mój pierwszy poważny zwierzak (no bo jak można traktować na poważnie moje wcześniejsze małe, głupiutkie i zdechłe już świnki?!). Ewidentnie brakowało mi doświadczenia.. Nie pomagał płacz, szloch czy tupanie nóżkami. Próbowałam więc mówić do niego jak do człowieka, rozkładać problem na łopatki i tłumaczyć wszystko. Oczywiście nie kumał o co mi chodzi, wolał się ze mną bawić. Może gdyby był żabą a nie psem czy osłem to by dało radę. W tym wszystkim zawibrował mój telefon a Cerber wykorzystał okazję do oswobodzenia i wybiegł szczęśliwy do drugiego pokoju. To wiadomość na WA od Mikusa "Idziemy na piwo?". Znamy się tyle lat a on wciąż tak dziwnie wymawia słowo "wódka". Wysłałam mu więc prosty rebus, odpowiedź: